Tyberiusz Kowalczyk walczy przed sądem
Kolejna odsłona procesu przeciwko słynnemu strongmenowi i legnickiemu radnemu. Tyberiusz Kowalczyk (udzielił nam zgody na publikację nazwiska – przyp. red.) został oskarżony o usiłowanie wyłudzenia pieniędzy z firmy ubezpieczeniowej. Razem z nim na ławie oskarżonych zasiada Anna R.
Przed lubińskim sądem przesłuchano biegłego z zakresu techniki samochodowej, który sporządzał dwie opinie do tej sprawy. W pierwszej wziął pod uwagę zeznania oskarżonych z czasu, kiedy byli przesłuchani jako świadkowie zdarzenia. Sporządzając opinię uzupełniającą, biegły miał pominąć ten materiał dowodowy, jednak jak sam przyznał, sugerował się zeznaniami.
Zarówno obrońca oskarżonych, jak i sami oskarżeni, mieli wiele wątpliwości co do rzetelności wydanych opinii. Biegły jednak obstawał przy swoim i przekonywał, że uszkodzenia obu samochodów nie korelują ze sobą i nie mogło dojść do nich w trakcie kolizji. Według specjalisty, samochody zostały uszkodzone wcześniej, a zderzenie, którego dotyczy sprawa przed sądem, było w pełni kontrolowane.
Tyberiusz Kowalczyk walczy przed sądem
W trakcie przesłuchania pojawił się również wątek przewiezienia na lawecie chryslera należącego do Tyberiusza Kowalczyka na miejsce kolizji. Ściąganie auta z lawety, zdaniem biegłego, mogło tłumaczyć zarysowania powstałe na jezdni.
Jak zeznał specjalista techniki samochodowej, uszkodzenia na przodzie mercedesa, w którego miał uderzyć chrysler, były nieregularne i na wysokości do 70 cm. Na środku auta do 75 cm, a na tyle do 85 cm. Tymczasem wysokość zderzaka w chryslerze to 45 cm, a błotnika to 73 cm.
Zdaniem biegłego, to wyklucza wersję zdarzeń podaną przez oskarżonych, jakoby do kolizji doszło. Kiedy obrońca tłumaczył, że w momencie kolizji w chryslerze pękła opona i jadąc, samochód obniżał się, biegły stwierdził, że różnica w poziomie uszkodzeń mogłaby wtedy wynieś ok. 5 cm i podtrzymał swoje wnioski zawarte w opinii.
W pewnym momencie biegły zaczął się gubić w swoich zeznaniach i wszystko tłumaczył niekreślonymi prawami fizyki.
– Nie ukrywam, spowodowałem ten wypadek, uderzyłem w to auto – powiedział nam Tyberiusz Kowalczyk. – Biegły się pogubił. Najpierw twierdził, że nie mogło dojść do kolizji, że była kontrolowana, że auta już uszkodzone przyjechały na miejsce zdarzenia na lawecie. Laweta przyjechała, jak byli policjanci. Wydaje mi się, że biegły nie chce teraz przyznać się do błędu, który popełnił – dodaje oskarżony.
Przypomnijmy, że do kolizji miedzy chryslerem a mercedesem doszło 30 sierpnia 2012 roku na drodze w podlubińskiej Oborze. Oboje oskarżeni zeznali, że do zderzenia aut doszło przy prędkości ok. 20 km/h. Anna R. 7 września 2012 r. zgłosiła uszkodzenia do ubezpieczyciela. Szkody zostały oszacowane na przeszło 19 tysięcy złotych. Policjanci, którzy pojawili się na miejscu zdarzenia, jednoznacznie stwierdzili, że auta były już wcześniej uszkodzone, zaś rozmiar kolizji jest niewspółmierny do zgłoszonych zniszczeń. Mercedes miał mieć nieduże uszkodzenia na prawym boku, z kolei chrysler, którym poruszał się strongmen, miał wyrwane zawieszenie, zniszczone koło i zniszczoną lewą część auta.
Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?