Od dwóch lat nie palimy w miejscach publicznych

Co dwa lata po wprowadzeniu tych obostrzeń mówią klienci oraz właściciele lokali z Legnicy?

- Dla mnie ta nowelizacja była jak zbawienie. Sama nie palę i nie było to zbyt przyjemne, kiedy jadłam obiad, a ktoś stolik obok dymił mi papierosami, co zdarzało się nagminnie. Teraz to już rzadkość. W dobrych lokalach ta zasada jest naprawdę respektowana, choć są również wyjątki - opowiada Marta Górczek, studentka pedagogiki z Legnicy.

Złamanie zakazu palenia może skutkować mandatem w wysokości do 500 złotych. Właściciele, którzy nie umieszczą stosownych tabliczek o zakazie w swoich lokalach, mogą zapłacić nawet 2 tysiące złotych grzywny.

- Faktycznie, zaraz po wprowadzeniu tego zakazu odczuliśmy nieduży spadek gości, ale z czasem wróciło to do normy. Najtrudniej było przyzwyczaić gości do nowych zasad i nie raz musieliśmy tłumaczyć dlaczego nie mogą sobie zapalić, ale teraz już wszyscy doskonale o tym wiedzą - wyjaśnia Jarosław Szapował, menedżer legnickiego klubu Vertigo. I dodaje: - Z perspektywy czasu oceniam te zmiany pozytywnie. W tej chwili atmosfera w klubie jest zdecydowanie lepsza, przyjemniej można spędzić czas.

Ustawa przewiduje jednak, że w niektórych zakładach pracy, czy nawet domach opieki społecznej, będzie można tworzyć specjalne palarnie.

Według danych CBOS liczba palaczy systematycznie spada, choć nowelizacja ustawy nie wypłynęła na to znacząco. Od 2010 roku, kiedy zmieniono prawo, niezmiennie pali 30 procent Polaków.

Czy uważasz, że palenie w miejscach publicznych powinno być zabronione?